pragną i do czegoś tęsknią. Twarzyczka jej pobladła i oczy zdawały się większe. Zatrzymała się przed lusterkiem Marcysi i chwilę wpatrywała się w siebie.
— Jakbym się zmieniła! — myślała.
W tej chwili otworzyły się drzwi i do kuchni weszła Tuśka. I ona była nieubrana, w matince. I ona zmieniła się, lecz widoczne było, iż cierpienie jej rwało ją raczej na strzępy i nie układało się jeszcze w szlachetne linie, dające cierpiącemu cechy Dostojności.
Z pod oka spojrzała na Pitę i gniewnie zawołała:
— Dlaczego zbliżasz się do okna w koszuli?
Podeszła do wodociągu, aby nabrać do szklanki wody i wzrok jej padł na leżący na stole pierścionek.
— Co to? — spytała, chwytając włóczkę.
Twarz Pity pokryła się rumieńcem. Chciała natychmiast skłamać, że pierścionek należy do Marcysi, lecz kurcz schwycił ją za gardło.
Nie mogła.
Tuśka brwi zmarszczyła i chwilę się zastanowiła.
Tak, ona zna ten pierścionek. Pamięta go dobrze jeszcze z Zakopanego. Porzycki nosił go przy zegarku stanowczo. Raz nawet, gdy pytała go, co znaczy ten brzydki, ubogi klejnocik, noszony, jako porte bonheur — odpowiedział:
— To byłby mój zaręczynowy pierścionek, gdybym się żenił, ale ze wszystkich kobiet, jakie znam, pani jedna i moja matka jesteście godne nosić go. Tylko... że pani już się pośpieszyła i nie czekała na mnie, a więc, i... c’est fini!
Byli wtedy w przedwstępnem stadium flirtu i od gór płynął upajający zapach rozpalonej w słońcu kosodrzewiny...
Przypomina to sobie Tuśka, trzymając w ręku pierścionek.
— Ona tylko!... powiedział. Dziś ma ten pierścionek Pita. To jest zasadnicza przyczyna bólu, który jej serce szarpie w kawały. Lecz czepia się jakiejś drobnostki, aby
Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/342
Ta strona została przepisana.