Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/346

Ta strona została przepisana.

kończyć tę sprawę przed nocą. Dłużej nerwy jej tego napięcia nie zniosą.
Ubiera się. Żebrowski wyszedł. Pita ceruje nadjedzoną przez mole serwetę. Edek kręci się koło kredensu.
Tuśka woła syna:
— Edek! — mówi do niego: — ja wychodzę na pół godziny, ty pilnuj Pity.
Lecz Edek stanowczo odmawia. I on wyjść musi. Ma zgromadzenie. Koledzy się zbierają. Muszą się naradzić, powziąć postanowienie. Tak dalej iść nie może.
Tuśka brwi marszczy:
— Cóż to? ty znowu jak Mundek?
Lecz Edek ramionami wzrusza.
— Jak Mundek? po babsku? nigdy! żadne sentymenty. To dobre dla nerwowców.
Od pewnego czasu pozuje na silnego duchem i ciałem.
To małe, brzydkie chłopię, pokurczone i łakome, zaczyna się dźwigać pod wpływem zorzy, zaczynającej świecić u wschodu porywającym, gorącym blaskiem.
Zakręcił się i poszedł. Na Tuśce w innej chwili wywarłoby to odejście wrażenie. Dziś jednak nadto była przejęta swoją rozpaczą. Zawahała się co począć. Pomimo wszystko, miała tyle taktu, że słudze nie chciała powierzać opieki nad Pitą.
— Najlepiej nic jej nie powiem. Wyjdę tak!
Ubrała się czarno. Zarzuciła żakiet i boa. Sine plamy, które jej na twarz wystąpiły, zapudrowała. Widać je było jednak silnie.
— Mniejsza o to! — rzuciła z zaciętością.
Zdawało się jej nawet, że chcieć się podobać teraz Purzyckiemu, gdy on kochał jej córkę, byłoby rodzajem zbrodni.
Porwała parasolkę i szybko przeszła przez jadalnię, w której siedziała Pita przy stole, pracując zawzięcie.
Gdy Tuśka spojrzała, przechodząc, na córkę, zdawało