Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/348

Ta strona została przepisana.

rowanemi biało i obciągniętemi vieux rose adamaszkiem. Tuśka mimowoli zaczęła śledzić zrzucane brutalnie przez maszynistów z wozu meble.
— Połamią — ozwała się w niej cząsteczka duszy z ulicy Wareckiej.
Lecz nagle ogarnął ją znowu lęk i szał. Jakiś mężczyzna zeszedł szybko z pomostu, prowadzącego do głównych drzwi scenicznych i zbliżył się do aktora, opartego o balustradę. Był ubrany jasno, rosły i kształtny. Tuśce zdawało się przez chwilę, że to Porzycki. Zabrakło jej tchu. Lecz niebawem poznała swą pomyłkę. Myśl jej jednak nie rozpraszała się więcej. Pozostała skoncentrowana w głównym punkcie. Mimo to, Tuśka nie mogła się ośmielić wejść za kulisy.
Cofała się pod cień drzew, nie śmiejąc usiąść na ławce, aby być zawsze gotową do ucieczki. Patrzyła tylko bystro w małe, wązkie okienka, pozasłaniane żaluzyami. Wiedziała, że to są właśnie garderoby aktorów. Lewa strona należała do mężczyzn, bo widziała dawniej panią Trapszo, jak zasłaniała żaluzye z prawej strony gmachu.
Pewną była teraz, że musi, wszedłszy za kulisy, oryentować się ku lewej stronie kurytarzy. Lecz gdzie, za którem okienkiem charakteryzuje się obecnie Porzycki-Priola, o tem nie miała pojęcia.
Czepiła się teraz tych technicznych trudności widzenia się z Porzyckim i usprawiedliwiała przed sobą zwłokę wejścia w głąb gmachu.
— Może go dostrzegę w którem okienku. Nie będę potrzebowała błąkać się niepotrzebnie.
Z wnętrza budynku odezwał się długi, przeciągły dzwonek.
Tuśka drgnęła. Ze swych zakopiańskich teatralnych występów wiedziała, że ten dzwonek daje sygnał, iż niebawem rozpocznie się przedstawienie. I rzeczywiście alejami ciągnęły teraz szeregi osób, a zmierzch sypał na nich szarawe, niepewne tony. Jakieś dwie artystki przeszły, roz-