Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/349

Ta strona została przepisana.

mawiając półgłosem. Jedna z nich obejrzała się na Tuśkę. I to ją zdecydowało. Powstała z ławki. Pomyślała, że gdy przedstawienie się rozpocznie, mogą nie wpuścić jej za kulisy. Teraz wejdzie jak krewna, znajoma artystek lub... żona aktora.
Żona!
Pita będzie może tak wchodziła niezadługo, idąc prosto do garderoby męża. Tylko iść będzie śmiało, z czołem podniesionem, uczciwie, bo będzie... żoną!...
Z tem wrażeniem wchodzi Tuśka za kulisy. Pusto jest, tylko maszyniści borykają się jeszcze z jakimś ogromnym kredensem i walą w niego pięściami.
— Psia krew... cholera... — słychać wśród ciężkich oddechów i stękań.
Tuśka cofa się w głąb. Przylgnęła do jakiejś ściany z desek. Ponad nią ćmi latarnia „bezpieczeństwa“ i dookoła cuchnie porozlewany olej.
Jeden z maszynistów przechodzi koło niej. Tuśka cicho zaczyna:
— Mój człowieku...
Lecz „człowiek“ przeżuwa jeszcze urazę do ciężkiego bufetu:
— Psia mać, ciężka jak choroba...
I odchodzi.
Tuśka zostaje sama. Drzwiczki garderób szczelnie zamknięte, jak drzwiczki łaziennych kabin. Lecz ona nerwami swemi wyczuwa blizkość Porzyckiego. Jak harfa, tak drga cała, jakby trącały o nią jakieś stalowe szpony niewidzialnej siły. I wszystko koncentruje się teraz w jej mózgu. Tam wibruje cała rozpacz. Chwilami znów czerwone smugi przesuwają się jej przed oczyma.
— Gdzie on tu? Gdzie on tu? — myśli, wytężając z całej siły wzrok.
Oczy jej dostrzegają w półcieniu korytarza jakąś kartę, na niej szereg nazwisk i numery. Instynktownie odczytuje je. To rozkład garderób z nazwiskami aktorów. Odnaj-