i zdawało się jej, że to, co pozostało, jest już dodatkiem, bez którego obejść się potrafi. Uniosła w sobie tragedyę miłosną i miała ją przeżytą całą, pełną, skończoną. Zmysły jej nie zbudzone przez męża, przedstawiały jej chwilę, która była dla Porzyckiego właściwą miłością w niepewnej mgle nudnej raczej konieczności. Wibrowała w tych przedwstępnych uniesieniach, w których duch jej i mózg drżał życiem silniej, niż ciało.
I tu zaznaczyła się wielka różnica miłości męskiej i kobiecej. Mężczyzna wyjątkowo żyje pełną miłością, nie uważając za punkt kulminacyjny chwili spazmatycznego zapamiętania. Dlatego też miłość w jego życiu jest epizodem, bo chwila taka jest błyskawiczną i trwa jak błyskawica. Dla kobiety miłość składa się z tych drobiazgów, okalających błyskawiczną chwilę wieńcem sentymentów i gracyi uczuciowej.
Ztąd dla Porzyckiego między Tuśką a nim nie było nic.
Ztąd dla Tuśki między nią a Porzyckim było wszystko.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Przez chwilę patrzyli na siebie duchowo, nie widząc się oczyma. I Tuśce nagle zdawało się, że ktoś ją za rękę uprowadził tam, gdzie były przed nią dotychczas drzwi szczelnie zamknięte. I zrozumiała także, że jest bezradna i niema nic, nic, czemby mogła się obronić w tej nowej jakiejś krainie, do której się tak późno dostała. Stała martwa i zimna, jak ten w pojedynku, któremu od pierwszego złożenia, brutalnie broń z ręki wytrącono. Czuła, że każde słowo, które, czy on, czy ona teraz wymówią, będzie puste i bez znaczenia. To, co było główne, już wypowiedziano.
Lecz on nagle nabrał jakiejś sztucznej werwy i zaczyna mówić.
Dużo i prędko.
Tuśka słyszy cały szmer słów, klekoczących przed nią. Jakby ktoś rozsypywał paciorki bez celu, a ona nie