Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/361

Ta strona została przepisana.

i wstydu potęgowało się w niej powoli. Zacisnęła oczy, aby nic nie widzieć. Lecz nie była w stanie. Usiadła znów na łóżku i oparła głowę na rękach. Siedziała tak, jak skamieniała, nie czując, jak jej powoli martwieją ręce i nogi.
W jadalni ktoś zaczął rozmawiać. To Władka znów nadeszła, niosąc jakieś drobiazgi. Mówiła o czemś z Pitą. Lecz rozmawiały przyciszonemi głosami. Wreszcie cicho wyszły do saloniku, gdzie nie było światła. Zdawało się Tuśce, że Pita płacze i coś, jakby skarżąc się, opowiada. I nagle, jakby jakiś punkt pod sercem ktoś Tuśce dotknął rozpalonem żelazem. Przebiegło to siatką bolesną cały krzyż i tył głowy. Zawirowało w niej, zakotłowało. Zrozumiała, że intermediaire pomiędzy Pitą a Porzyckim jest Władka. Wyczuła to instynktem. I to, co w niej zamarło z wielkiej i tragicznej przyczyny rozbitej na strzępy miłości, porwało się wirem gminnej złośliwej pasyi. Nie mogąc być piękną w swej rozpaczy, bo okoliczności kładły jej pieczęć milczenia na usta, zapragnęła wykrzyczeć swój ból w innym kierunku. Musiała. A zresztą, nie chciała, ażeby tu, w tej chwili wspominano istnienie człowieka, który sam stał się dla niej trupem. Dość o nim! dość! Niech bierze Pitę, niech jej nie bierze, ale na Boga! w tej chwili niech imię jego idzie w dal! w dal!
Porwała się z łóżka i rzuciła do jadalni. Światło olśniło ją. Potknęła się o krzesło. Szarpnęła uchylone do saloniku drzwi. Na środku, w smudze światła, bijącej z jadalni, dostrzegła Władkę w kapeluszu, tulącą do siebie Pitę.
— Czego tu? — krzyknęła chrapliwie Tuśka.
Władka i Pita odskoczyły od siebie i spoglądały na Tuśkę zdumione.
— Czego tu? — powtórzyła Tuśka.
— Ja? — spytała Władka.
— Tak! po co znów?
— Przyniosłam guziki do poszewek.
— Nie potrzeba... Nie będą się szyły poszewki, nie będzie się szyło nic, nic, nic.