Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/372

Ta strona została przepisana.

podłogę. Pita pochyliła się nad ladą sklepową i pisać zaczęła do Porzyckiego. Ręka jej drętwiała, pióro trzymała nerwowym wysiłkiem.
— „Szanowny panie! — pisała. — Piszę do pana ostatni raz i proszę mi nie odpisywać. Ja się namyśliłam i postanowiłam za pana nie iść. Ja uczułam, że to wszystko, co mi się zdawało do pana przywiązaniem, to mi się zdawało i ja nie mogłabym być dla pana dobrą żoną, a pan byłby bardzo nieszczęśliwy. Więc ja wolę, żeby pan nigdy, niegdy mnie już nie widział i ja pana bardzo o to błagam, a nawet do pana honoru się odwołuję, żeby pan nie starał się ze mną widzieć, bo ja panu przysięgam na wszystko święte, że ja postanowienia swego nie zmienię. A pan jest dobry i pan nie zechce mi robić przykrości. I pan się nie będzie na mnie gniewał i nie będzie o mnie źle myślał. Ale ja jestem taka roztrzepana i tak się jakoś nie obliczyłam i teraz wszystkim tyle zrobiłam przykrości.“
Urwała, potarła ręką czoło. Jedną tylko miała troskę, pisząc ten list, jedną. Żeby Porzycki zrozumiał to, iż widzieć jej więcej nie powinien. Nie wiedziała, jakich wyrazów dobrać, aby mu to wytłumaczyć. Lecz oczy jej, błądząc, spotkały się z szarym obojętnym wzrokiem kupczyka, który tuż przed nią stał i patrzył jakby trochę ironicznie na tę pensyonarkę, mozolącą się pewnie nad jakimś miłosnym listem...
Ten wzrok był dla niej jakby uderzeniem szpicruty. Szybko dodała do listu:
— „Ja wierzę, że pan zrozumiał, iż ja pana błagam, aby pan więcej na Warecką nie przychodził. Od tego spokój i szczęście nas wszystkich zależy. Proszę bardzo, zaklinam! Żegnam pana! Niech pan będzie szczęśliwy. Proszę darować i nie przychodzić. To nic nie pomoże. Nie. I proszę przyjąć wyrazy szacunku i życzliwości, z jakiemi zostaję,

Józefa Żebrowska.“