Ten krzyk ofiarny poszedł wczesnym rankiem w zwykłej białej kopercie, opatrzony marką, jak biały, smutny ptak. Padł w głąb skrzynki, zaszeleściał. Pita opuściła głowę i zwolna poszła do domu.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Wszedłszy przez kuchnię do mieszkania, w kuchni spotkała się z Edkiem. Szedł do szkoły. Był bardzo podniecony i zdenerwowany. Widoczne było, iż zapada coraz głębiej w społeczne sprawy, i te pochłaniały go całego. Wczoraj przebył prawie cały wieczór u Tarnawicza, gdzie schodzili się teraz i inni koledzy na tajne i ciche narady. Pita słyszała ich szybkie kroki po schodach i zawsze wsłuchywała się w nie, jakby niepewna i drżąca. Teraz spotkawszy Edka, chciała uprzedzić go o swem postanowieniu, lecz przeszedł mimo niej, pogrążony cały w swych myślach, nie widząc jej prawie. Weszła więc do pokoju jadalnego i tu odrazu znalazła się wobec matki, stojącej przy kredensie w ledwo narzuconym szlafroku.
Spojrzały obie na siebie.
Pita zatrzymała się koło stołu i zacisnęła na piersiach ręce. W jednej chwili ogarnęła i odczuła, jak wielką była nędza i cierpienie tej drugiej kobiety. Twarz zmieniona, zżółkła, pobladła. Rysy wykrzywione, włosy jakby zesiwiały tak straciły blask, i to piętno ciągłego cierpienia, które źre nieustannie, cisnęło się w oczy, w serce, w duszę Pity niezaprzeczalną grozą.
A Tuśka milczała także. Powinna była zapytać córkę, gdzie była sama w tak wczesnej godzinie, jak śmiała z domu wyjść, nie zapytawszy o pozwolenie, lecz i ona instynktem odczuła, że to dziecko przynosi w bladości swojej coś bardzo wielkiego, coś, jakby wiązankę kwiecia, zebranego z grobu, kwiecia bólu i ofiary. I że tu, pomiędzy niemi dwiema stanie się za chwilę coś bardzo silnego, jakaś minuta świetlana, szeroka, szlachetna, wybije godzina