Podwójną litość.
Nad kobietą, która cierpi i nad tą, która grzeszy, kochając zakazaną drogą.
I nie zostało wyrzeczone więcej ani jedno słowo. Obie rozeszły się i szły cicho, jak te, które w kirach wracają z cmentarza.
Tuśka weszła do swej sypialni i podeszła do okna. Przytuliła czoło do szyby i patrzyła na dziedziniec, jak przez mgłę.
Były jak te dwie z „Wnętrza“ Maeterlincka, które patrzą przez szyby w ciemną noc i starają się dojrzeć coś, co może rozjaśnić tę ciemnię.
One także patrzyły w ciemnię i w noc, choć na dziedzińcu szare jesienne światło opełzało mury.
— Chcę ci powiedzieć, Edku... że ja już nie idę za Porzyckiego. Pragnę, ażebyś o tem wiedział. A pragnę dlatego, ażebyś tej kwestyi już nie poruszał, ani wobec mamci, ani wogóle. Dobrze?
Edek z pod brwi ściągniętych na Pitę spojrzał.
— Możesz być pewna, że nie będę się zajmował twojemi romansami i głupstwami. Teraz nie czas na to. Jest coś ważniejszego w powietrzu...
Wyszedł, trzasnąwszy drzwiami.
Pita zaczęła spokojnie układać w szafie bieliznę, przywiezioną z Mokotowa. Cztery dni nie wychodziła z domu, lękając się spotkać z Porzyckim. Przypuszczała bowiem, że krąży gdzieś koło domu. Tuśka nie wychodziła także. Żyły tak zamknięte, jakby w trwodze przed tym mężczyzną, o którym myśl przecież ciągle wypełniała każdą ich minutę. Zajęły się drobiazgami domowemi i prześcigały się