Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/381

Ta strona została przepisana.

Przychodzą jej na myśl słowa, które słyszała tu dawniej, zamienione przez Władkę i służącą w turkocie maszyny, gdy leżała chora o pewnej szarej godzinie.
— Nie może to panna naciągnąć jakiego starego na maszynę?
A Władka odpowiedziała:
— To niełatwo.
Tak coś, może nie dosłownie, ale w każdym razie sens był taki.
Na maszynę!...
I te świstki, zgubione przez ojca pod parkanem w Mokotowie, które ona podniosła i ma jeszcze u siebie. „Maszyna do sprzedania“... i znów: „Maszyna do sprzedania“... A Władka mówiła niedawno, że ma nową prawie maszynę Singera...
Władka naciągnęła ojca na maszynę...
A więc udawała tą dobroć, tę łagodność, aby tylko „stary“ kupił jej maszynę.
To straszne. To takie, jakby wielkie bagno zaczęło nagle zwartym wałem posuwać się ku Picie i zalewać przestrzeń jej horyzontów życiowych.
Jaki smutek! jaki straszny smutek!...
Jedno przecież dobrze, że ojciec nic nie wie.
Wydaje się zadowolony i ożywiony. Niech przynajmniej on jeden.
Ale Pita nie pragnie już budować sobie kaplicy, przed którą miałaby spędzać resztę życia. Czuje, że nie z drogich kamieni, ani marmuru byłyby jej ściany, lecz z brył błota, a tego ona nie chce... nie chce...

. . . . . . . . . . . . . . . . . .

Już ciemno prawie.
Ktoś wszedł przez kuchnię. Pita poznała chód Tarnawicza. Otworzył drzwi i zbliżył się powoli, jakby ocie-