Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/384

Ta strona została przepisana.

ka miłość. Do matki, do brata... Podbiega do nich. Tuli się do ramienia matki. I tak stoją nieruchomi, złączeni najsilniejszym, nierozerwalnym węzłem.
Silniejszym niż wszelka moc.
Moc groźna i nieugięta.
W purpurze i w blasku złota.
Z lasem bagnetów i kluczy więziennych.
Moc serc.
Moc dusz!
Ta wielka, mocarna moc!

. . . . . . . . . . . . . . . . . .

— Nie tu! nie tu!
— Idą wyżej.
— Gdzie? gdzie?
— Jezus, Marya! — mówi Pita — Jezus, Marya!... oni idą po... niego.

. . . . . . . . . . . . . . . . . .

Powiedziała on.
I to wydarło się z jej duszy. To wydarła się prawda z jej serca.
To był ten prawdziwy on, który w tej chwili blady, lecz z wielką godnością nie dziecięcą, lecz męską, wstawał od swej lampy, przy której uczył się, na przyjęcie szeregu tych, którzy po niego, jak po swoją własność przyszli.
To był jej... on.





XVIII.

Przez zamknięte okna, przez okitowane, opatrzone okna, od miasta, od całego kraju wieje strach, wieje groza. Nic nie pomogą zamknięte drzwi, łańcuchy, zamki. Nic nie pomoże mech, otulający podwójne szyby.