Wyraz tych, którzy tęsknią bardzo, lub którzy są nie z tego świata.
— Przecież mnie tylko boli ząb! — myśli, nie jestem właściwie chora.
W bezsenne noce chodzi po saloniku. Sprawia jej to ulgę. Chodzi i jęcząc cicho, myśli: — Jak dziwnie plotą się jej myśli. Błyskawicą przeżywa całe swoje życie. I w tej chwili przedstawia się jej, że przecież to jej życie to jest nic w porównaniu z tem wielkiem, przez które przeżywa teraz zbiorowa dusza.
— A Tarnawicz ciągle, ciągle tam...
Przycisnęła ręce do piersi.
— Ciągle tam...
Jakaś droga, biedna, samotna postać... w głuchej ciszy...
Nie, Pita nie śmie powiedzieć sobie, że czuje, iż kocha Tarnawicza. Zużyła to słowo na swe dziecinne uczucie dla rządcy „Ketlinga“, na przykre i niepokojące dreszcze, wiążące ją z Porzyckim.
Nie śmie powiedzieć tego słowa. Nie śmie.
A przecież właściwie Pita kocha tylko Tarnawicza.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Przez pryzmat czystości nieskalanej zajrzała w głąb swego serca.
I gołębiem białem krążyć zaczęła dokoła rozkwitłego klombu prawdziwej miłości.
Po rozesłanym całunie żałobnej ofiary młodego życia wstąpiła w świątynię doskonałego uczucia.
I gdy on schodził w ciemnię więzienną, która rozjaśniała się dla niego płomieniem ofiary, ona od płomieni tych zapalała swe serce i teraz kochała — bez skazy, cała dążąc ku tym wyżynom, na których wypełniają się najszlachetniejsze godziny życia, które mogą być zarazem i najboleśniejszemi.