Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/41

Ta strona została przepisana.

Jeden mój kolega daje go swojej córce i bardzo jej dobrze robi. Spróbuj. Kupiłem pół flaszki na próbę.
— Dziękuję tatusiowi! — mówi Pita.
Z hałasem wchodzi Edek. Wali koło ojca swój tornister. Po twarzy Żebrowskiego przebiegł nerwowy dreszcz. Zaciął usta. Edek zbliża się do ojca i natychmiast zaczyna:
— Prosiłbym ojca na podręcznik fizyki.
Przerażenie prawie odbija się na twarzy Żebrowskiego:
— Kupiłem ci przecież wszystkie książki przed zaczęciem roku.
Edek zaczyna przestępować z nogi na nogę.
— Tak... ale mi ktoś wziął...
Przybrał minę płaczliwą. Pita nie patrzy na brata. Czuje, że kłamie, że on sprzedaje książki, aby mieć kilka kopiejek w kieszeni. Ogarnia ją wstyd i wstręt.
— Szkaradny chłopak... — myśli — na co mu te pieniądze potrzebne? Ja nie mam grosza, a żyję.
Wchodzi Tuśka. Jest zdenerwowana, podniecona. To już czuć od progu. Chodziła z wizytą konieczną i do kościoła, i tak po mieście.
Dostrzega męża. Przygryza usta, które jej latają.
Przechodząc, rzuca:
— Dawno już jesteś?
— Chwilę.
— Cóż dziś tak prędko z biura?
Jakaś intencya jest w jej słowach. Pita doznaje nerwowego ściśnienia w piersiach. Ona zna ten ton matki i wie, o co jej chodzi. Tuśka wchodzi do sypialni. Słychać, jak z łoskotem otwiera i zasuwa szuflady. Żebrowski siedzi wciąż na sofie, jakby w oczekiwaniu jakiejś katastrofy. Edek podszedł do kredensu i pożera chleb, na który cichaczem posmarował trochę musztardy.
— Nie jedz musztardy — szepce Pita: — będziesz miał jeszcze więcej pryszczów.
— Co ci do tego? — Będę miał, to ja — a nie ty...