Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/45

Ta strona została przepisana.

— Odgródźcie mnie od siebie! — krzyczy w niej rozpacznie dusza — zostawcie mnie w ciszy, nie odkrywajcie przede mną nic. Ja nic nie chcę wiedzieć!...
Do salonu wchodzi Edek i zbliża się do fortepianu.
— Nie graj!...
— Ojciec kazał.
— Nie graj!...
Straszne zdenerwowanie jest także w głosie chłopca. Pita bije pięściami w fortepian.
— Odczep się!
— Nie graj!
Pochwycił pokrycie i opuścił je ciężko na ręce Pity, przytłukując je boleśnie. Ten ból ją opamiętał. Zaczęła płakać i łamać ręce. Edek chwilę patrzył na nią, wreszcie wyrzekł cicho:
— Przepraszam cię!
Wszedł Mundek. Za chwilę siedzieli wszyscy przy stole, każdy z oczyma wbitemi w talerz, z wyrazem twarzy zgnębionym i smutnym. Nieśmiało przekradł się ukośny promień słońca, zamigotał i zaraz uciekł. Tylko Tuśka spojrzała na talerz Pity i nakazała:
— Proszę Pity zjeść wszystek rosół.
Pita wlewać zaczęła żółtą wodę, która sprawiała jej nudności i przed którą jej organizm bronił się instynktownie.
Mundek odepchnął talerz z rosołem i siedział, pogrążony w swoich myślach.
Żebrowski kilkakrotnie zabierał się jakby do zapytania go o coś, lecz spojrzawszy na tę twarz ponurą i już urobioną, cofał swoje zapytanie.
Wnosząc sztukę mięsa, Marcysia pochyliła się ku Mundkowi:
— Proszę panicza, tam kolega czeka.
Po twarzy Tuśki przebiegł płomień.
— Proszę powiedzieć, że teraz obiad! — zawołała.
Mundek porwał się z krzesła.
— To niema nic do rzeczy — wyrzekł i wybiegł szybko.