pomiędzy temi dwiema kobietami — coś, jakby lekki płomień dziwny i nieuchwytny.
A prawie bolesny i straszny.
One to czują.
I dlatego rozchodzą się szybko, każda w swoją stronę i na resztę dnia mają w oczach jakby lęk, jakby wstyd.
Boją się siebie i tego, co jest w głębi ich źrenic, w głębi ich dusz.
Bo — choć to jest matka i córka.
To są — dwie kobiety.
Dwie potęgi, dwie Władze — dwie One.
Dwie kobiety!
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Pita nie chodzi już na pensyę, tylko uczy się „w domu.“
Tak zadecydowała Tuśka. Pita chodzi na kursa prywatne, gdzie schodzą się panienki w jej wieku, a przytem jakaś nauczycielka dokończa edukacyi.
Tuśka nie ma programu co do linii wykształcenia Pity.
— Nie chcę, aby była w „Przedpieklu“ — mówi sznurując usta.
— Nie chcę, aby była przemądrą i emancypantką — krzywi się znacząco.
— A potem... i tak za mąż pójdzie. A na żonę, miły Boże! szkoda wszystkiego! Jeżeli zostanie starą panną, to niech!
I następuje wymowne kiwnięcie ręką.
Czasem ogarnia Tuśkę szał praktycznego wychowania Pity. Daje jej do cerowania skarpetki braci, każe jej stać w kuchni i patrzyć, jak Marcysia gniecie ciasto i jednocześnie patrzy w okna sąsiedniego mieszkania. Nie wolno jednak Picie mówić z tą dziewką, która ma jakieś dziwne, impertynenckie uśmiechy i jakby pełno tajemnic w zanadrzu. Zakazy Tuśki jednak są zupełnie zbyteczne: Pita nie mówiłaby nic z Marcysią, oprócz krótkich urywanych rozkazów domowych. I tu Pitę ogarnia lęk rzeczy dziwnych