Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/58

Ta strona została przepisana.

oblewa ją całą i pozostaje na szyjce, na uszkach, aż het... do czoła białego.
Jaśka spogląda zdumiona.
— Pita!!!
— Co?
— Czegoś taka czerwona?
— Ja?
— Tak!... a! a!...
Milczenie. Coś padło między te dwie figurki z saskiej porcelany. Wreszcie Jaśka wzrusza ramionami.
— Masz też w kim.
— !!!
— No, no. Ja się znam. Ależ masz gust. On ma krzywe nogi i troje dzieci.
Pita porywa się od pianina.
— Czego ty chcesz? czego ty chcesz? Ja ciebie nie rozumiem.
Łzy jej drżą na ślicznych rzęsach. Przyległa do ściany. Wtula się w obicie, chciałaby zniknąć — zapaść się.
Jaśka nie podnosi się z taboretu.
— Moja kochana! — mówi spokojnie — to przecież chodzi po ludziach. To nawet dziwne, że dopiero teraz na ciebie przyszło.
— Co? co?
Jaśka widocznie jest zirytowana. Pita, cała drżąca, odwraca się ku niej. Patrzą na siebie, jakby nienawidząc się wzajemnie. Nie wiedzą jednak dlaczego. Tylko rzucają ku sobie jakby zatrute strzały — prosto w białe, znaczone stygmatem różowych płatków piersi.
— Słysz... — dysze jakby jedna — ta, która już wie — słysz, idzie ku tobie już ból największy twego życia, idzie to, co cię zszarpie i żywą w mogiły nieprzebranych tęsknot wtłoczy, idzie ku tobie to Straszne, które cię na morze uczuć ciśnie i będziesz po tem morzu szaleć i wyć z rozpaczy, i umierać wielokrotnie, a skonać nie będzie ci z tych śmierci sądzono...