Bo idą na cię śmierci bez skonu!
Idą na cię ogrody trujących kwiatów!
Idą ku cię bagna, na których migocą czarowne motyle.
Płyną ku cię purpury nie królewskie, ale męczeńskie; purpury, którą się już odziała liliowa twarzyczka twoja, mała Pito!
I nie wiesz, jak ją masz nosić, biedne dziecko. Nie wiesz, czy to maska klowna, czy tragiczne piętno cierpienia.
Stoisz bezradna, oczy twe czerwone otwarłaś szeroko, postać twa smukła przywarła się do złotawego tła obicia.
I mówisz:
— Co? co?
A tamta, „która wie“ — która już wpłynęła w mgłę trosk i tęsknot, rzuca ci przez zaciśnięte zęby:
— No, co? Zakochałaś się!...
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
O! Pito, czy to być może? Czyś ty naprawdę zakochana, ty złotowłosa Pito?
Pita siedzi i myśli, myśli.
Powiedziała mi: „Zakochałaś się!“ Jakież to straszne. Ona kłamie. Kochać można tylko męża. A przecież ten rządca, to... I Pita ciśnie ręce do piersi, na których jest medalik Matki Boskiej Częstochowskiej i bezwiednie zaczyna szeptać:
— Pomnij, o najmiłosierniejsza Panno Maryo...
Wchodzi Edek. Widział pannę Władzię. Zwraca się do Pity:
— Widziałaś?
Picie się zdaje, że zlatuje ze szczytu góry.
— Co?