Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/62

Ta strona została przepisana.

Tajemniczych, a otwartych gościnnie i z których śmiech zdławiony wybucha.
Zdławiony śmiech.
Czem?
Łzami, wyciem gonionej z trzaskiem łamanych gałęzi i rogów sarny.
To wszystko wiedzie to słowo. I więcej jeszcze. Niepokój jakiś rzeczy przeczuwanych tylko, a takich rzeczy, które burzą, katastrofą w życie się walą.
To odczuwa instynktownie Pita, która oczy ocieniła firanką rzęs i siedzi nieruchoma, jak mały posążek.
Ona nie wie, na czem polega „złe prowadzenie się.“ Przedtem, dawniej, z tego, co słyszała, myślała, że osoby „złego prowadzenia“ przedewszystkiem mają śliczne suknie jedwabne, w których chodzą na codzień, duże pióra białe, piją czekoladę trzy razy dziennie i że dla nich „codzień niedziela.“ Za co im przypada ta jedwabna dola — tego Pita sformułować nie mogła. Wykombinowała jednak, że takie kobiety zrezygnowały z doskonałych rozkoszy niebieskich i wprzeciwstawieniu do zakonnic, które znów umartwiają się w życiu doczesnem, aby opływać we wszystko po śmierci — będą dręczone, smażone, pieczone wieczność całą. Pochop do tego mniemania dał Picie obrazek, ujrzany na straganie w dzień odpustowy przed Wizytkami, gdzie w płomieniach piekielnych gorzała, wykrzywiając się boleśnie, ogromnie wydekoltowana dama z perłami wielkości kartofli na szyi i w silnie trawiasto-zielonej sukni.
Nad damą tą znęcał się z zapałem czarny dyabeł z purpurowym ozorem i kłół widłami obfite wdzięki osoby widocznie „złego prowadzenia się.“ Lecz... oto w rok później Pita popadła w wątpliwości. W suterenach domu, zamieszkanego przez jej rodziców, zjawiła się jakaś dziewczyna o rudych „pełechach“ na głowie, wiecznie zaspana, i ledwo odziana w jakąś zagadkową czerwoną bluzkę. Pita kilkakrotnie spotkała się z tą dziewką w bramie i uczuła dziwny przestrach. Jakby się przesunął koło niej nietoperz,