Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/70

Ta strona została przepisana.

Na cieniuchnym łańcuszku z pod koronek błękitnego batystu wysunął się medalik Matki Boskiej. Pita nie czuje tego, nie patrzy, czyta dalej, dalej płomienny erotyk, skąpany w gorączce tęsknoty. Wreszcie pochłania zakończenie:

— Weszłaś mi w krew, wrosłaś mi w duszę,
Choć krótką-m z tobą dzielił drogę.
Rozłączyć się dziś z tobą muszę.
A żyć bez ciebie — już nie mogę!

Jakże to się nazywa? Jakiż to tytuł?
Nic — prosto:
List.
Ktoś za kimś tęskni i pisze list.
Pita się namyśla. Co jest milsze: napisać taki list, czy go dostać?
Pita wolałaby napisać. Tak, musi być rozkosz mieć kogoś daleko i w taką późną noc — trawiona żarem tęsknych snów — pisać do niego...
Tęsknych snów?
Pita nieśmiało przypomina sobie, że nocy poprzedniej śnił się jej... śnił się jej...
No, no, Pito, powiedz przed sobą prawdę...
A więc tak, rządca.
Siedział na ogrodzeniu dziedzińca i patrzył bardzo smutno przed siebie. Był bez kapelusza i bardzo dystyngowany.
Ona — Pita (co za niedorzeczny sen) jeździła dokoła klombu na rowerze i bardzo się wstydziła, bo wiatr rozwiewał jej sukienkę, a ona nie mogła roweru zatrzymać. Jeździła coraz prędzej, aż czuła, że padnie, że zginie.
I on nagle wstał i porwał ją; rower gdzieś znikł...
Tu Pita się obudziła.
Cały dzień wracała do tego snu.
Tak się lękała, żeby kto o tem się nie dowiedział. Ale któż! któż! Ona przecież nikomu nie powie. To będzie jej śmiertelna tajemnica.