Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/75

Ta strona została przepisana.

taka chętna do usług? Jakaś łagodna — ona, zawsze tak sztywna i tak w sobie zamknięta.
— Proszę cię... idź!
Pita powstaje, owija się szczelnie błękitną kołderką, otula płaszczem złotych włosów. I ze swoim delikatnym a rzeźbionym profilem przypomina zupełnie Anioła ze słynnego Saszy Szneidra „Spotkania.“ Ta sama smukłość linij, równy spadek bioder i zapatrzenie się głębokie oczu, jakby rozżalonych i pełnych dojrzenia tego, co dla innych niezrozumiałe.
— Idę... ty siedź tutaj.
Cichutko szeleszczą bose stopki po posadzce. Mundek usiadł na kanapce, opuszczonej przez Pitę. I on ma dziwne zapatrzenie w głębi swych ciemnych źrenic, lecz jakby to już był smutek świadomy, ogromny, smutek, ogarniający masy i wchłaniający w siebie jakieś olbrzymie cierpienie zbiorowej potężnej niedoli.
I tak cicho dokoła.
Pita przesuwa się przez jadalnię. I tu przy ogarku świecy Edek wpół leży na swej sofce, w spodniach mundurowych i koszuli. Na plecy ma narzuconą chustkę włóczkową Pity i „obkuwa“ — a wyrazy rosyjskie padają świszcząco a miękko cichym szeptem. I tu ogarek podzielonej przez Tuśkę na kawałki świecy dogorywa, a chłopiec wytęża wzrok, wytęża umysł, wytęża martwiejące usta.
Pita przesuwa się ku sypialni rodziców. Cisza tam zupełna. Tuśka, z wyczerpanemi nerwami całodziennem szamotaniem się z samą sobą i innymi, usnęła. Żebrowski leży nieruchomy i stara się nie chrapać. Tuśka bowiem budzi się zaraz i woła głosem, rozpaczy pełnym:
— Ach! z tem chrapaniem!...
On kurczy się, poprawia, przeprasza i leży z otwartemi oczyma, myśląc:
— Boże! już niech nie zasnę... lepiej niech nie zasnę...