Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/82

Ta strona została przepisana.

— Zawsze to lepiej, jeżeli panna ma trochę talentów — myśli Tuśka.
Zbudził się Żebrowski. Leży cicho i myśli także o dzieciach:
— Tak! wyjdą na ludzi, ale ciężko, bardzo ciężko. Niechby się tylko uczyły...
Zapominają ci rodzice, że są światy, w które wprowadzić trzeba te dzieci, które niepewne i wahające stoją u progu i lękają się, trwożą, olśnione i odwracają się w stronę pierwszej młodości, która od nich umknęła i tylko wichrem wspomnień po ugorach wieje.
Niechby rodzice pamiętali, że nietylko ciała ich dzieci, lecz i dusze ich rosną.
Dusze ich rosną.
Niechby to głównie pamiętali.
Niech! —





VI.

Pita jest jakaś chora. Głowa jej cięży. Dreszcze po niej chodzą.
— Zdaje ci się! — mówi Tuśka. — Lepiej nasmaruj chleba z powidłami na podwieczorek dla panny Władzi.
Pita z trudnością przełyka ślinę. I gardło ją boli. Sam widok powideł sprawia jej nudności. Tak jest jej od rana. Poty ją oblewają. Przytem płakać się jej chce. Pragnęłaby zwinąć się w kłębek i tak leżeć, ani się ruszyć, w kąciku. Wykonywa rozkaz matki i zbliża się do panny Władzi z talerzem, który stawia na rogu maszyny.
Matka czyni jej cierpką uwagę:
— Czy chcesz, żeby talerz spadł i stłukł się?
Panna Władzia czemprędzej interweniuje:
— Niech się pani na panienkę nie gniewa.
I w rękę całuje Tuśkę obleśnie.