Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/87

Ta strona została przepisana.

Jakże chętnie przypadłaby w tej chwili do ręki matczynej i całowała ją, oblewała łzami, wołając:
— Mamo! mamo! wysłuchaj ty mnie lepiej. U twych kolan, nie u kratek, ja powiem wszystko. Ja spytać się muszę ciebie, dlaczego spadło na mnie to urzeczenie, dlaczego? Wszak winy w tem mojej niema. Męczę się! Mamo!... Męczę się! Zrozum. Dopomóż mi odżegnać od siebie ten czar. Ty — ty — nie ksiądz!.!.
Tak pragnie wołać Pita, lecz nie śmie.
Przed nią stoi matka chmurna, zawsze ładna, choć zaniedbana trochę w stroju, a twarz jej biała, różowa, zwrócona ku córce, ma w sobie wyraz tych, którzy w głąb duszy nie patrzą — ślizgając się po powierzchni.
Pita otula się szalem i zgorączkowana kładzie się na kanapę w salonie. Słyszy, jak nakrywają do stołu, jak Marcysia przelatuje, trzaskając drzwiami, jak wracają chłopcy, jak ojciec przesuwa się przez salon, jakby automat.
I zaraz Pita wie, że Władzia odsunie krzesło, pokornie się ukłoni, powie: „Dzień dobry panu dobrodziejowi“ — i jeżeli mamy niema w pokoju, usta Władki zabłysną białym rzędem zębów.
Potem siadają wszyscy do stołu. Któż poda Władce na tacy jedzenie? Pita raduje się, że to nie ona musi usługiwać tej dziewczynie. I dalej Pita w rozmarzeniu gorączkowem widzi swoje puste krzesło, i rozrzewnia się na myśl, że może tak zostać zawsze, że ona już nigdy miejsca w tem kole nie zabierze.
— Taka jestem chora... — myśli — mogę umrzeć.
I ta myśl bezwiednie jest dla niej tą sokratesowską boleścią, która jej sprawia pewną rozkosz.
Mogę umrzeć... i nawet wolę — myśli, owijając się z głową szalem — nikt się o mnie nie troszczy. Ojciec, prawda, wszedł i zapytał mnie, czy głowa mnie boli, ale ja wiem, że niktby tu nie płakał po mnie... A stałaby w kościele, na wysokim katafalku, cała biało i ludzieby przy-