Strona:Gabryela Zapolska - Córka Tuśki (1907).djvu/91

Ta strona została przepisana.

W Picie nerwy grają. Precz! precz! — woła cichutko, sama w sobie i nie porusza się wcale.
Marcysia wychodzi z pokoju i zatrzymuje się w jadalni, koło maszyny, na której terkoce Władka.
— I cóż? — pyta, dłubiąc w uchu szpilką, wyjętą z włosów — cóż? zrobi mi panna moją bluzkę?
Odpowiedzi Władki Pita nie słyszy; pokrywa ją turkot maszyny.
Marcysia nalega:
— E! można w ręku. Zresztą panią znów poniesie gdzie jutro, to panna bez ten czas może szyć dla mnie... Dziura w niebie się nie zrobi.
— Zła, zła dziewczyna — myśli Pita.
Maszyna ustaje terkotać, teraz słychać świszczący szept Władki:
— Może panna nie śpi?
— E! patrzałam, rozwaliła się próżniaczka i chrapie. A czemu to panna niema maszyny?
— Bo niemam.
— Naciągnąć kogo, abo co.
Pita słucha uważnie. Edek także czasem mówił ze złością, że Mundek to „naciąga“ rodziców na te szkolne wydatki.
Więc Marcysia radzi Władce, aby „naciągnęła“. Ale kogo? Władka mówiła, niegdyś, że jest sierotą.
Niebawem słyszy odpowiedź:
— Naciągnij panna jakiego starego durnia.
— E! nie tak łatwo.
— Cóż, że panna dziobata, ale oni tam... niech ich drzwi trzasną. Powiadam pannie, jakiego żonatego i dzieciatego. Ci najpewniejsi, boją się, więc dopuścić do tego ten, a potem grozić, skamlać i wszystko w porządku.
— Ja tam mam swój rozum.
— He! he!... to się wi. Panna wi, jak raki zimują. Ja mam dobry nos. Z panny to numer. No... uszyje panna bluzkę?