Strona:Gabryela Zapolska o Ich czworu.djvu/3

Ta strona została uwierzytelniona.

waczne wyniosłości, jakiemi nigdy nie przemawiamy do siebie w życiu codziennem.
Mówię tu naturalnie o sztukach z codziennego życia, a nie o innych. Nawet gdy grano u nas Ibsena, czyniono z niego jakąś pantominę. Pytałam raz Ibsena o ton, w jakim go grać należy. Odpowiedział mi: jak najprościej, tak jak mówimy w tej chwili. Tymczasem ja chcę i pragnę, aby teatr mój był teatrem żywym, aby lampy paliły się jasno, tak jak w życiu, i mówiono tak, jak się mówi pomiędzy sobą. To razi, naturalnie, ale za lat parę wszyscy tak pisać będą, i nikt nie nazwie tej techniki jaskrawą. Tylko ja wyrywam się zawsze na-