tu, przy łożu mojem z naszym ojcem i Fryderykiem, duch mój byłby złamanym, nie mógłbym przyjąć śmierci z tą rerygnacyą i spokojem. Pociesz się, pociesz naszego ojca, pocieszajcie się zobopólnie, moi przyjaciele. List ten wyczerpał siły moje do szczętu — potrzeba was pożegnać! Żegnam was! Ach! jakże was kochał biedny Wiktor! Żegnam was po raz ostatni!«
Śmierć przerwała cierpienia Jacquemont’a; oczy jego zwarły się, zamknęły na zawsze.
I w innych gałęziach wiedzy napotykamy przykłady poświęcenia. W tej mierze dość nam będzie skreślić życie tak czynne i tak fatalnie złamane, astronoma Chappe d’Auteroche.
Jan Chappe d’Auteroche[1], labuś (l’abbé), jeden z najmłodszych członków Paryskiej Akademii Nauk, wydelegowany został przez nią do obserwowania w Tobolsku, w Syberyi, przejścia Wenery[2] przez tarczę słoneczną, 6 czerwca 1761 roku. Wyruszył z Paryża w końcu 1760 roku i przybył z łatwością do Petersburga. Druga jego podróż ze stolicy Rosyi do Tobolska była wielce przykra; w ciągu dwunastu dni astronom musiał przebiedz w saniach trzy tysiące kilometrów, łamiąc się z trudnościami wszelakiego rodzaju. Przewóz narzędzi sprawiał mu tysiączne kłopoty i nieustanną o nie obawę. Dzięki wszakże właściwej mu energii i sprężytości, przybył na czas do miejsca przyszłych swych obserwacyi. Piątego czerwca słońce zasłoniły gęste chmury, które utrzymywały się przez noc całą. Chappe zaniepokoił się tem wielce. »Zjawisko to, powiada on, oczekiwane niecierpliwie przeszło od wieku, było upragnionem przez wszystkich astronomów. Mamże powracać do Francyi, nie osiągnąwszy celu mej podróży; być pozbawionym owoców wszystkich niebezpieczeństw, jakie przebyłem, trudów, którym podołałem, ożywiony nadzieją powodzenia; i być tego pozbawionym przez jednę chmurę, w chwili, gdy jestem tak blizkim celu...! Są to obawy, których wypowiedzieć niepodobna.«