morze. Villejo, tknięty losem Kolumba, chciał mu zdjąć żelaza, admirał sprzeciwił się temu: »Zachowam je, rzekł, jako pamiątkę nagrody, pozyskanej za moje usługi.«
»Kajdany te, dodaje Ferdynand Kolumb, widzę zawsze zawieszone w gabinecie mojego ojca: polecił on, aby, gdy umrze, były wraz z nim w trumnie złożone.«
Gdy wielki żeglarz powrócił do Hiszpanii, król i królowa, wstydząc się bezwątpienia postępowania Bobadilli, rozkazali, aby więźniowie natychmiast uwolnieni zostali.
Kolumb był zniechęcony. »Świat stoczył ze mną tysiąc walk, pisze on, opierałem się wszystkim aż do dnia, w którym nie mogłem się bronić ani mieczem, ani roztropnością. Z jakiemże barbarzyństwem gnębiono mnie!«[1]. Czerpiąc wszakże siłę w duchu religijnym, cechującym jego epokę, nieporównany żeglarz chciał jeszcze czwartą z kolei odbyć podróż, która tym razem, jak sądził, powinna ostatecznie zbogacić Hiszpanię.
Kolumb wyruszył z Kadyksu 9-go marca 1502 roku w towarzystwie brata Bartłomieja. W sześćdziesiątym szóstym roku życia odkrył wyspę Guanagę, opłynął pobrzeża Honduras i Moskito, dotarł do Porto-Bello w międzymorzu Panama, wylądował w Veraguas, w którego okolicach napotkał bogate kopalnie złota; usiłował założyć kolonię na brzegach Belenu, lecz większą część ludzi, pozostawionych przez niego w tym kraju, pochwycili i wymordowali dzicy. Kolumb pośpieszył wyswobodzić pozostałych przy życiu, lecz burza liche jego statki prawie ze szczętem zniszczyła.
Tak ciężkie próby podkopywały jego zdrowie, zrujnowane zresztą przez wiek i cierpienia. Zdołał jednak wyzwolić swych towarzyszy i popłynął ku Hispanioli dla naprawy statków; wszelako straszliwsze jeszcze klęski od tych, które dotąd przetrwał, stawiły czoło jego energii. W drodze natarł na Kolumba tak gwałtowny orkan, że, według własnych słów
- ↑ List do mamki księcia don Juana.