jaciół, Andreoli i Grassetti. Pogrążeni w ciemnościach nocy, przytuleni do siebie w łódce, cierpieli straszliwie od ostrego, przejmującego zimna. O drugiej godzinie nad ranem podróżnym zdawało się, że słyszą ryk morza. Noc była tak ciemna, że nie mogli nawet obserwować barometru. Po upływie godziny wśród trwogi ujrzeli się zawieszonymi o kilka metrów tylko ponad falami Adryatyku. Podróżni wyrzucili wtedy balast z łódki i wznieśli się w górne warstwy atmosfery, w których dokuczało im zimno.
»Nie dobrze mi było — powiada Zambeccari — porwały mię silne wymioty. Grassetti’emu płynęła krew z nosa, oddech nasz był krótki, w piersi czuliśmy duszność«.
Z brzaskiem dnia balon raz jeszcze obniżył się ku ziemi, Zambeccari dostrzegł z daleka brzeg, a za nim ląd bezpieczny. Nagle prądy powietrzne zmieniły się, odrzucając go na pełne morze, to jest w stronę, w której mógł znaleźć tylko grób.
Lecz oto ukazuje się kilka okrętów — zwodnicza nadziejo! balon, mało wówczas jeszcze znany, jest dla nich zjawiskiem przestraszającem. Statki oddalają się pospiesznie. Wszelako kapitan jednego z tych okrętów uczuwa litość nad nieszczęśliwymi. O ósmej godzinie zrana aeronautów przeniesiono na pokład okrętu. Grassetti daje zaledwie znaki życia. Zambeccari i Andreoli blizcy są zemdlenia.
Gdy Zambeccari odzyskał zmysły, dostrzeżono na jego ręce rany straszliwe; amputacya była konieczna, odjęto mu trzy palce.
W kilka lat potem ten dzielny człowiek, o którym znakomity wędrowiec Kotzebue rzekł: »Oczy jego to myśli«[1], pada ofiarą swej odwagi. Dwudziestego pierwszego września 1812 roku balon tego aeronauty, zmuszonego prawie do przyspieszenia chwili wyruszenia w drogę, spalił się w powietrzu niedaleko Boulogne, wskutek zetknięcia z aerostatem
- ↑ Kotzebue, Souvenirs d’un voyage à Livonie, à Rome, et à Naples. — Tom IV, 1806 r.