Ta strona została uwierzytelniona.
nawet tknąć nie śmie! żaden ojciec i żaden dyrektor. Tu bezpieczną jesteś i — moją.
PIPPA. To tu mam się zagrzebać już na wieki?
HUHN. Ptaszyno, laleczko, motylku! słuchaj: grób ty sama otworzysz. — Słuchaj, słuchaj! nocny idzie strzelec! schylno się! Strzelec nocny z gór idzie! słyszysz, tam na dworze skomlą już dzieci! stoją gołe na zimnym kamieniu w sieni i kwilą. Dobre są! A ponieważ dobre są, nie bój się ich. Schyl się, siadaj na przypiecku; inaczej pięścią za włosy cię porwie i, niech Bóg cię uchowa, będziesz musiała iść w zawieruchę. Chodź, ukryję cię! zawinę cię! jakżeż to wyje, świszczy, skuczy i pada z dachu z tą odrobiną wiechcia! Ucieka przede mną, zawsze na łeb z tem — no już przeszło: widzisz to plunięcia nie warte! ja nie wartym plunięcia, ty i cały świat — wszystko plunięcie nic więcej! ale kiedyś może będzie przecież inaczej.
(Huragan przeleciał. W twarzy Pippy znowu wyraz obłędnego strachu. Huhn stoi, także nieruchomy jeszcze, w środku izby, w głębokiej tajemniczej ciszy. Nagle słychać na dworze głos jakiś i wyraźne pukanie; najpierw przy zabitym, okiennym otworze, potem u szyby, przysłoniętej nagle jakimś cieniem. Huhn opanowuje się i wpatruje się w nowe zjawisko.)
GŁOS, (odległością przygłuszony) Huhu, szuhu! Do pioruna, a to piekielne powietrze! co? Mieszka tu kto? Moje najpiękniesze: „Bóg z wami!“ Jeśli wy mi nic nie zrobicie to i ja wam również! Dajcie mi tylko odrobinę gorącej kawy, wpuście mię i pozwólcie trochę się ogrzać, zanim się rozwidni! uniżenie przemarzły czeladnik!
— 35 —