Ta strona została uwierzytelniona.
PIPPA. To Michaś, signore, Michaś, nie ja!
WANN. No i jakżeż panu, panie dyrektorze?
DYREKTOR. Kim pan jesteś, tego nie wiem! ale pozatem wściekle jestem zadowolony! Wreszcie to tak samo jest cudowne, jeśli mucha na kołnierzu od koszuli się załatwia, jak te historye, który pan lub ktokolwiek inny robi.
WANN. Zamiast jednego, stało się teraz dwoje ludzi z pana!
DYREKTOR. Dziękuję! tak daleko mózg mój jeszcze sięga! — Moje przeczucia tyczyły się wprawdzie tylko Huhna; więc i cóż? zamiast niego, jest ten głuptas! Jonatan, dawać moje śniegowce!
WANN. Już precz?
DYREKTOR. Dwóch to dosyć. Trzeci już zbyteczny. — Swoją drogą, dla mnie to nowością, żeby wspaniałomyślność najwyższej potencyi egzekwować, ale na skutek czasu nie jest to przecież właściwy zawód dla mnie! — czy nie tak myślisz mała Pippo?
PIPPA (cicho płacząc obciera włosami swoimi nogi Michasia): Cosa, signore?
DYREKTOR Przecież mię znasz? — (Pippa przeczy główką) — Czyś mię przypadkowo gdzie nie widziała? — (Pippa znowu przeczy). — Czy nie przynosił ci kiedy dobry wuj przez kilka lat łakoci, korali i jedwabnych wstążeczek? (Pippa kręci główką na znak przeczenia) — Bravo! tak też sobie i myślałem! — A nie miałaś ty ojca, który potem umarł? — (Pippa przeczy.)
WANN. Uważa pan co, dyrektorze?
DYREKTOR. I ja czy co uważam?
— 60 —