Ta strona została uwierzytelniona.
szcze stoi! jak moja mamusia mówi. Czy my jednak pójdziemy, czy zostaniemy, to już nasza rzecz!
WANN. Wielkie rodzynki musisz mieć w sakwie!
HELLRIEGEL. Tak? wyglądam tak, jakbym je rzeczywiście miał w tłumoczku! i to możliwe! pomyślno! — A więc, punktum! mój węzeł na to wygląda, mimo, że są w nim inne rzeczy niż jakieś tam głupie rodzynki W razie więc nasadzenia czapki, idziemy! a ty możesz potem akuratnie tak nas zatrzymać, jak dwa łabędzie, które po barankowo-obłocznem niebie płynąc, jak dwa punkty dążą na południe.
WANN. Zgadzam się z tobą, młody chmuro-panie! — Jednak czasem udaje mi się, ptaszki takie do swego korytka złowić, jak to na przykład zrobiłem z wami.
(Jonatan ustawia na stole, obok pieca, owoce południowe, gorące wino i ciastka).
HELLRIEGEL. Co, korytko! nie jesteśmy głodni, nie będziemy jedli! na coś podobnego nie da się Michał złapać!
WANN. Od kiedyż to?
HELLRIEGEL. Od... tego czasu jak w mule szczere złoto znalazł!
WANN (do Pippy) A ty?
PIPPA. Ja także nie jestem głodna!
WANN Nie?
PIPPA (cicho do Michała), Ty masz przecie twój stoliczek „nakryj się“!
WANN. A więc nie chcecie mi zrobić tego zaszczytu?
HELLRIEGEL. Widzę, że ty jesteś znowu jednym z tych, co to najmniejszego pojęcia nie mają, kto
— 64 —