Strona:Gerhart Hauptmann - A Pippa tańczy.djvu/71

Ta strona została uwierzytelniona.

otrzaskałem i z radością biegłem na nie, to jednak teraz chwilami zimny pot na czoło mi występuje. (W zamyśleniu, widelec i nóż w ręce trzymając, wpija się w coś wzrokiem przed siebie). A więc on zna to miasto, do którego my iść chcemy.
WANN. Pewnie, znam je i — o ile macie do mnie zaufanie! — mógłbym cośkolwiek zrobić, dać wam radę i wskazać wam drogę. Wreszcie, kto wie, może i coś więcej ponadto! — Bo, otwarcie powiedziawszy, jeśli się was dokładnie obserwuje, to przecież może mieć ktoś wątpliwość, czy wy rzeczywiście tacy pewni, wysoko, świadomi celu przez niebo szybujecie! Macie coś w sobie — jakbym powiedział — coś z wędrówki ciągnących ptaków, które bezradnie, gdzieś na północnym się zbłąkały biegunie. Jak się to mówi, na łaskę i niełaskę — Michał nie przerywaj! nie gorączkuj się! Pewnie nie chcesz powiedzieć, żeś wątły i znużony i przyznać się do tego nieokreślonego strachu, przerażenia, które was jeszcze wstrząsa mimo, że po części już przecież uniknęliście grozy ucieczki zimową nocą.
HELLRIEGEL. Tylko spokojnie Michaś! o to chodzi — Idzie mi tylko o to, czy drzwi dostatecznie są opatrzone i zaryglowane? — Jeśli tak, to w każdym razie nie mamy się czego obawiać! — (Cofa się) — Przezemnie! — być może, że jesteście czemś nadzwyczajnem! — będziemy tak, czy tak jednak, w pięknem mieście wody i kunsztu szklanego, gdzie woda w szklane kwiaty się rozwija, w tem mieście, którego każdy mostek, uliczkę każdą i progi w najranniejszych snach moich marzyłem... w tem
—   67   —