Strona:Gerhart Hauptmann - A Pippa tańczy.djvu/72

Ta strona została uwierzytelniona.

mieście, tak czy tak jutro po południu, będziemy pomarańcze jedli, — no ale, przezemnie: jak daleko jest jeszcze do niego?
WANN. To zależy od tego, Michale, jak się podróżuje.
HELLRIEGEL. Tak w praktyczny sposób, chciałbym powiedzieć.
WANN (z uśmiechem). No to w takim razie prawdopodobnie nigdy nie dojdziesz. Ale, jeśli tym okręcikiem, którym pierwsi osadnicy po lagunach jeździli, a z którego, jak z pływającej, dymnej amfory, fantastyczny dym: kunsztowny sen Wenecyi się wykłębił, z którego pyszne, kamienne miasto, jak kryształ z ługu, powstało... tak, jeśli tym stateczkiem popłyniesz, zapomocą wczarowanego ci cudu, to możesz naraz wszystko zobaczyć, wszystko, za czem spragniona twa wyrywa się dusza.
HELLRIEGEL. Stój! chcę wprzódy cichą, powrotną w sobie rozwagę wszczepić. — Dajcie mi to cacko raz jeszcze do ręki! — (Bierze i trzyma w rękach okręcik). — Tak? w tej łupinie mam płynąć? — Ach! co to za mędrzec ten stary ojciec gospody — a co za osioł ten Michał! — Najpierw w jaki sposób się tu wsiada? O, proszę! nie jestem wcale żartołomcą! teraz mi się historya wyjaśnia: boję się tego, żeby się w tym statku nie zabłąkać! Jeśliby tak miało być rzeczywiście, to wezmę przecie i moje dwie siostry, moich sześciu starszych braci, wuja mojego i resztę moich krewnych, którzy, Bogu dzięki, wszyscy są krawcami.
WANN. Odważnie, Michaś! dla tego, kto port wyminął, powrotu już niema: na przebój fal wielkim,
—   68   —