Boskie dziecię, które wichr mocy mym statkom daje —
One drżą, trzeszczą, cicho się chwiejąc u stropu,
Te stare, wiszące, antykwaryczne rupiecie! —
Czemu na okręt mój tego chłopczynę wsadziłem,
Miasto na czele mej całej flotyli potężnej
Jak Graleone z mocy potęgą tryumfalną
Na podbój nieb opuszczonych samemu się puścić? —
O! lód jest w mojej czaszce i lód jest w moich żyłach!
Lecz taje on pod nagłem tchnieniem szczęścia,
Ty święty tchu! o nie rozpalaj w mych piersiach pustych
Pożaru żądz i dzikich chuci iskry płomiennej.
Bym jak Saturn nie musiał jeść dzieci swych własnych.
Śpijcie! nad snem waszym czuwam i cicho schraniam
Was od złego. Jak obrazy przesuwacie mi się
Tak długo, jak długo dusza moja jest obrazem
Bez treści, zamglonym, sama w nocy niewidocznej
Butwiejcie rupiecie! nie wam się w nową rwać drogę.