Z Guillotem, zwykłą długość toru,
I czyniąc znaki na granicy,
Ustawił wrogów z obu stron —
Na bój gotowych i na zgon.
„Do mety!”
Zwolna, ociężale,
Spokój chowając wciąż głęboki,
I nie podnosząc broni wcale,
Przeszli w milczeniu cztery kroki,
Niby do grobu cztery stopnie.
Oniegin wówczas, co roztropnie
Stopami mierzył śniegu biel,
Jął przeciwnika brać na cel.
Jeszcze pięć kroków postąpili,
I Lenskij, mrużąc lewe oko,
Podniósł pistolet swój wysoko;
Lecz tamten, w tejże samej chwili,
Wystrzelił... Spełnić się miał los:
Poeta padł, jak ścięty kłos.
Z bezładnych palców broń wypadła,
Na lewej piersi złożył rękę...
Mgłą zaszłe oczy, twarz pobladła
Śmierć wyrażają, lecz nie mękę.
Tak z wierzchu góry bryła śniegu
Stacza się zwolna po jej brzegu,
I, jak wysłanka górnych sfer,
W słońcu milionem błyska skier.
Oniegin zadrżał — i z pomocą
Biegnie; rękami chce obiema
Strona:Gomulickiego Wiktora wiersze. Zbiór nowy.djvu/105
Ta strona została uwierzytelniona.