Gdy światu nowe błysły zorze,
I myślał, że się szczęście ziszcza;
Gdy Gal, dławiącą rwąc obrożę,
Rozbijał kruche swe bożyszcza;
Gdy w prochu, krwawe, zbezczeszczone,
Królewskie zwłoki się tarzały;
Gdy blask przebijał chmur zasłonę,
I dzień wolności wstawał biały;
Wówczas ludowych burz zamęty
Zakląwszy słowem twardem, śmiałem,
Cel ukazałeś tłumom święty,
Razem z wszechludzkim ideałem.
Niezłomna w szczęsną gwiazdę wiara
Była największą twoją siłą,
A jak kusząco piękna mara,
Jedynowładztwo cię nęciło.
I okiełznałeś nazbyt bujne
Świeżo zbudzonych sił wybuchy,
Poczem — na hasło z góry czujne,
U stóp twych legły harde duchy;
Rwali się naprzód z żądzą wściekłą,
Pragnąc swe mrzonki stwierdzić czynem —
Tyś ich w bitewne rzucił piekło,
Zakryłeś pęta ich — wawrzynem.
Olśniła Francyę własna chwała...
Z niezabliźnioną w piersiach raną,
Swych dawnych rojeń zapomniała,
Ciesząc się hańbą pozłacaną.
Strona:Gomulickiego Wiktora wiersze. Zbiór nowy.djvu/111
Ta strona została uwierzytelniona.