Chcę do żony list pisać, i chęci
Do zabawy nie mam.”
Kamrat odszedł.
Jan w ciemnościach został, a ze dworu
Dochodziła go wrzawa wesoła.
Wziął za pióro, ale je odłożył;
A po chwili, wstawszy, za próg wyszedł.
Huczno było i tłumno w winiarni,
Pijatyka szła i gra i tańce.
Obcych gości przybyła drużyna,
I ze zwykłym górskiej kobzy mrukiem,
Dźwięk się łączył wynajętych cyter.
Chmura dymu tak mroczyła izbę,
Żeś z trudnością liczbę biesiadników
I znajome rozpoznawał twarze.
Jan siadł z boku; wina mu nalano,
A on, milcząc, patrzył na grających,
Na kurz gęsty, na światła i szklanki.
Przy środkowym stole najkrzykliwiej
Śniadych włochów hulała czereda.
Ci zarobek najmniej szanowali,
A najgęściej suszyli szklenice,
I do bójki bywali najskorsi.
Pietro Salvi rej wodził w tej kupie,
A krzykaczem był i haraburdą,
I nikomu z drogi nie ustąpił.
W stół pięściami grzmocił, wińsko ciągnął
Strona:Gomulickiego Wiktora wiersze. Zbiór nowy.djvu/124
Ta strona została uwierzytelniona.