Głową ciężką... Czemprędzej do pracy
Szedł, a Nina domu doglądała,
Wciąż milcząca i cicha, jak drewno.
Dnie mijały. Jan sny niespokojne
Co noc miewał, a nadzieja złudna,
Że się Ninie sprzykrzy, i że z innym
W świat odejdzie — w mgłę się rozwiewała.
Raz, gdy silniej dogryzła mu troska,
Kontrakt służby rozwiązał, i myto
Odebrawszy, rzekł Ninie z powagą,
Jak mąż żonie: „Za domem mi tęskno —
Zabierzemy chudobę, tam pójdziem!”
Ona chwilę milczała, a potem
Wielkie oczy nań swoje zwróciła...
„Pójdziem, skoro taka twoja wola —
Choćby zaraz”.
Nazajutrz, nim jeszcze
Ruch się dzienny wszczął, już byli w drodze.
Szli przy sobie, dźwigając na plecach
Spakowany swój cały dobytek.
Jan do piersi tulił skarb pieniężny,
Który Nina w podszewkę sukmanki
Przed odejściem ostrożnie zaszyła.
Szli w milczeniu — a im bliżej domu,
Tem się bardziej ściskała pierś Jana.
Nie miał siły wyznać prawdy Ninie
I wyjawić, że ma żonę w domu.
Z każdą chwilą stawał się smutniejszy.
Szedł z ponurą twarzą, jak skazaniec,
Strona:Gomulickiego Wiktora wiersze. Zbiór nowy.djvu/129
Ta strona została uwierzytelniona.