Lecz nie mogłem; — ciężko przewiniłem,
Jednak za to płacę, bo dopiero
Czuję teraz, jak mi jesteś droga!...”
Gdy tak mówił, Nina głową chwiała,
Ciężkie z piersi jej biegły westchnienia,
I topiła wzrok swój w jego oczach.
„Dobrze mówisz, Janie — rzekła cicho
Skoro tak być musi, pójdę sobie.
Jam tu czuła, sercem zgadywała,
Że przedemną taisz smutek wielki...
Winnam tobie wdzięczność, boś był dla mnie
Zawsze dobry, uprzejmy i ludzki.
Gdyś mnie kupił, jak towar, od Pietra,
Byłeś wstrętny mi i nienawistny,
I Bóg świadkiem, żem była gotowa
Pchnąć cię nożem podczas pierwszej kłótni,
Którą wszcząć-byś śmiał ze mną. Do szyderstw
I rozpusty, do bicia i głodu
Dawniej byłam jedynie nawykła,
I od ciebie więc tegoż czekałam.
Ale jakiż zawód! — Tyś był dla mnie:
Bratem, ojcem, przyjacielem, sługą —
I zawziętość moja roztajała,
Jak lód w słońcu. Dzisiaj ja cię żegnam
Pełna uczuć dla ciebie najlepszych...
Dobrze mówisz, Janie — pójdę sobie”.
Nagle mowę płacz jej przerwał rzewny.
Słońce gasło, i blaski czerwone
Rozlewało po drzewach i krzakach,
Strona:Gomulickiego Wiktora wiersze. Zbiór nowy.djvu/133
Ta strona została uwierzytelniona.