Biada takim, co patrzą tylko poza siebie,
Wołając: „Wróć się, wróć się, o chwilo miniona!”
Bo kiedy znak pochodu zabłyśnie na niebie,
Oni w miejscu zostaną, jak Lotowa żona.
Biada tym, co dobywszy z trumien złotogłowy,
Stroją się, chcąc być świetni swych dziadów świetnością,
Bo gdy pora nadejdzie przywdziać strój godowy,
Przerażą świat i siebie cmentarną nagością.
Raz cię widziałem; kto jesteś — nie wiem.
Siedziałaś w parku z twarzą pobladłą,
Z czołem, gdzie zmarszczek kilka się kładło,
Z przygasłem oczu czarnych zarzewiem;
I było twarzy twojej zwierciadło
Jak fala, skrzydłem zmącona mewiem.
Z drzew się sypały umarłe liście
Na twoje włosy, na twoje łono,
A ty siedziałaś pod tą osłoną
Przy łkaniu fontann, przy wiatru świście —
I zgadłem, patrząc w twą twarz zmroczoną,
Że na niczyje nie czekasz przyjście.
Byłaś jesiennych tonów wcieleniem:
Kwiatem, co w ranne przymrozki ginie,