Falą, niknącą w czarnej głębinie,
Mrącym wśród mogił słońca promieniem;
I głuchy smutek, co z grobów płynie,
Żałobnym ciebie osnuwał cieniem.
Przyznałyby się do ciebie zdroje,
W których nie gasił człowiek pragnienia;
Przyznałyby się dzwonów jęczenia,
Co opłakują przegrane boje;
Pustelnic skargi, sierot westchnienia;
Przyznałoby się i serce moje.
Raz cię widziałem, a wśród tysięcy
Z półzemdlonego poznałbym ciała
I z melancholii, którą tchniesz cała;
Nie zbędę się też wiary dziecięcej,
Że i ty obcymbyś mię nie zwała...
Lecz ja już ciebie nie ujrzę więcej!
Ludziom zamało jednego żywota —
Sztuka im żywot musi stwarzać drugi.
Na scenie ona nici intryg mota,
Zwołuje sylfy na ludzkie posługi;
Raz na niej smutek, to znowu pustota,
Czasem udręcza jak sen przykry, długi...
Przez cudzą radość, przez cudze katusze,
Widz żyje dwakroć, jakby miał dwie dusze.