„Pawełku! mnie złożą na mary,
I nie ujrzysz już tego, co cię kochał szczerze”...
Nikt dziecięciu beztroski skarbów nie odbierze —
I Pawełek wciąż śpiewał, śmiał się i weselił.
Wśród pól, złotych od zboża, kościołek się bielił,
I sam skromny, dokoła sadyby miał skromne,
Ten kościołek przed trumną odemknął się. Pomnę,
Byłem jeden z orszaku. Zasmuceni, rzewni
Zgromadzili się starzy druhowie i krewni,
By zmarłego w grób złożyć. Szli, milcząc. Dokoła
Śmiała się w słońcu łąka kwiecista, wesoła.
Rzekłbyś, że kwiaty lubią te czarne pochody.
Idąc, gwarzyli starce z wieśniaczej zagrody.
Orszak ciągnął głęboką drogą, jak parowem.
Samotna, cicha krówka leżała nad rowem,
Patrząc na przechodzących z czułością matczyną.
Młodzi szli z bukietami i świąteczną miną —
A chłopiec postępował za trumną w milczeniu.
Złożono starca w chłodnym drzew rozrosłych cieniu,
Na cmentarzu, pod ścianą wiejskiego kościoła.
Cmentarz był skromny. W niebo nie wznosiły czoła
Ni cieniste cyprysy, ni grobowce pyszne.
Było to miejsce święte, surowe, zaciszne,
Pełne krzyżów i mogił, gdzie śmierć cicho spała,
Gdy Bóg pozwolił; ustroń biedna a wspaniała.
Wchodziło się na cmentarz przez furtę drewnianą,
Pełną szpar, którą na noc zwykle zamykano.
Pięły się po niej dzikie bluszcze i powoje.
Strona:Gomulickiego Wiktora wiersze. Zbiór nowy.djvu/81
Ta strona została uwierzytelniona.