I przypinał krzyż złoty na piersi zwycięzkiej,
Łzy ciekły mu po twarzy marmurowej, męzkiej,
A pułk stał, uwielbiając w milczeniu półboga;
Zdało się, że on własne wszczepia weń natchnienie,
Że z piersi, której dotknie, buchają płomienie,
Zbawcze dla walczącego, śmiertelne dla wroga.
Rankiem śpiew, a po śpiewie: do pracy, aniołku!
Dziewczyna wspiera nóżki na słomianym stołku,
I szyje, kraje, dzierzga z dziecięcym zapałem;
A gdy z myślą o Bogu skroń nad pracą skłania,
Święte choć proste dzieło pełniąc bez szemrania,
Anioł ciszy swem skrzydłem nakrywa ją białem.
Izdebkę przed burzami dłoń zasłania Boska;
I gniazdko, gdzie światowa nie postała troska,
Gdzie wszystko pełne wdzięku, świętości, zachwytu
Kryje duszę tak jasną i czystą wśród łona,
Że gdy się ku niebiosom wzbije rozmodlona,
Najlżejszą nawet skazą nie plami błękitu.
Szczęśliwa... zdala od niej wszelkie wrogie moce...
Niestety! wąż śpi w kwiatach, czerw toczy owoce;
By życie zaćmić, dosyć jednego spojrzenia.
Duch złego może stanąć i w blaskach gromnicy,
A ciekawość, draźniąca płochą myśl dziewicy,
W groźną ranę w niewieściem sercu się przemienia!
Na półce, wśród pokrytych kurzawą rupieci,
Leży książka, stek brudów i duchowych śmieci,