Strona:Grający las i inne nowele.djvu/116

Ta strona została uwierzytelniona.

jące serce składam z ufnością do twoich stóp. Weź je, przygarnij, utul miłującemi dłońmi. A pomyśl, że jeśli strącisz mię w otchłań — jedna bujna egzystencya pójdzie na marne, i wiecznie na drodze twej będzie stać jak wyrzut blade widmo, z zakrwawioną piersią, będzie wyciągać za tobą cienie rąk wychudłych i wołać rozpacznie: Pani! patrz! coś zrobiła z mojem życiem!!“
A jako akompaniament do tej melodyjnej frazy, pluskało monotonnie morze, wbiegając na płaski piaszczysty brzeg, którego długa, melancholijna, szara linia nie miała zda się końca i zlewała się gdzieś na widnokręgu z niebem. A przed nimi, na pełnem morzu kołysała się nudno i sennie, tam i napowrót, uwięziona na kotwicy barka rybacka z białym żaglem... Ruch jej miarowy i jednostajny przykuwał oczy i kołysał myśli w jakiś spokojny, cichy, usypiający rytm... Morze szumi, pluszcze, szemrze, syczącymi językami fal wbiega na piasek, a barka na pełnem morzu kolebie się tam i napowrót, tam i napowrót...
Zbliżali się w stronę portu... miała teraz na-