Pani Rena rzuciła okiem po gondolach. Wskazała najbliższą:
— „Jedźmy tą... ja proszę... jest najżałobniejsza ze wszystkich... czy nie zauważył pan, że wygląda jak trumna“...
Nie sprzeciwiał się, choć uderzyło go niemile słowo „trumna“ i dziwny ton jej mowy w takiej chwili... Gondolier, miły staruszek o martwej jakby wyblakłej twarzy, uśmiechnął się przyjaźnie do Reny i podał jej rękę. Usiedli na wygodnych poduszkach siedzenia, gondolier zrobił kilka miękkich prawie niedostrzegalnych poruszeń wiosłem i gondola pomknęła na morze, pozostawiając za sobą białą smugę na wodzie... Pani Rena pierwsza przerwała milczenie:
— „Dziwną twarz ma nasz gondolier... tknął ją boleśnie rylec cierpienia... ten człowiek mu siał wiele cierpieć w swem życiu... już przez to samo jest mi sympatycznym... cierpienie pociąga mnie, jest mi czemś blizkiem... nie uwierzy pan jak nielubię twarzy szczęśliwych, zdrowych, tryskających życiem i wyrazem zadowolonej ze siebie sytości“...
Henryk poruszył się niespokojnie... nie w smak mu była cała ta przemowa Reny i ton jej mi-
Strona:Grający las i inne nowele.djvu/118
Ta strona została uwierzytelniona.