przestworzach morza i ginął gdzieś echami w dalekich stronach. A taka była groza w tych jękach, że Rena z sercem zamarłem z trwogi, instynktownie przytuliła się do swego towarzysza, jakgdyby szukała obrony przed czemś niewymownie strasznem...
Henryk nie mógł jednak przeżyć rozkoszy tego zbliżenia, bo serce zabiło mu jak dzwon na trwogę a przez całe ciało przechodziły dreszcze. A ona tuląc się do jego piersi szeptała:
— „Prędzej... prędzej... Jezus Marya... Zdaje mi się, że z wszystkich okien patrzą na nas białe, wykrzywione twarze i wyciągają się jakieś drapieżne, pokurczone palce“...
Łódź wypłynęła już na pełne morze i daleko poza sobą zostawiła przeklętą wyspę, a jeszcze wciąż biegły za gondolą echa przeraźliwego krzyku waryatów.
W tej chwili gondolier zaśmiał się cicho. Było w tym śmiechu coś tak nienaturalnego, że mimowoli odwrócili w jego stronę twarze. A staruszek zaczął opowiadać:
— „Ho! ho! znam to... pełnia księżyca... biedna donna Beata dostaje w takim dniu napadu szału... a głos ma donośny... przebija najgrubsze mury;
Strona:Grający las i inne nowele.djvu/123
Ta strona została uwierzytelniona.