Strona:Grający las i inne nowele.djvu/127

Ta strona została uwierzytelniona.

że chodzi o jakąś kobietę, bo po kilka razy powtarzało się słowo „Kati“.
W wyblakłych źrenicach jego poczęły płonąć złowrogie, zielone błyski. W pewnej chwili oczy te, wszystko przenikające, spoczęły na twarzy Henryka. W tej samej chwili śmiech, podobny do zgrzytu, przeszył powietrze:
— „Ha! ha! ha! pan tak pobladł, jak ten biedny Niemiec wtedy, przed dwunastu laty, kiedy się rozpoczęło moje szaleństwo... pamiętam każdy szczegół... noc była taka sama jak dzisiaj... dzień przedtem spotkało mię straszne nieszczęście... najdroższa kobieta, matka mojego dziecka opuściła mój dom dla kochanka... chodziłem dwa dni jak szalony... na widok każdej spotkanej kobiety zęby moje zaciskały się w strasznym zgrzycie... piłem jak bydlę a kiedy przepiłem już ostatniego solda, wyjechałem z gondolą na plac Marka... Nie czekałem długo... do gondoli mojej wsiadła para młodych ludzi... ona prawie dziecko, o jasnych włosach i niebieskich słodkich oczach, on, młody, przystojny, może narzeczony, może mąż... poznałem po mowie... Niemcy... wyjechaliśmy na pełne morze — noc była taka jak dzisiaj... stojąc z wiosłem na swojem miejscu, wi-