za ręce rozpoczynały ucieszny taniec na srebrnych mchach, widział jak małe sylfy o skrzydłach jętki pływały na zwiędłym liściu po cichej wodzie małej bajurki leśnej albo dosiadały niby wierzchowców koników polnych, patrzał rozszerzonemi od tylu cudów źrenicami, jak w kielichu lilii wodnej, prześwietlonej miesiącem, królowa elfów przemywała srebrną rosą zaspane ze snu oczęta, a potem zeskakiwała lekko na murawę, listkiem paproci czesała złociste włosy, i z białej pajęczyny, włóczącej się po ziemi, wiła delikatne nici i przędła dla siebie drobną, leciuchną koszulkę...
W wędrówkach swoich spotykał legowiska dzikich zwierząt, lecz żadne stworzenie nie tknęło go, mieszkańca puszczy. I płynęły tak dnie za dniami, co dzień rano po jednej stronie boru podnosiło się słońce, stroiło las tysiącami blasków i zapadało po drugiej stronie krwawemi łunami. Czasem ciszę leśną przerwał donośny głos rogów myśliwskich... las cały rozbrzmiewał okrzykami, w zapadłych ostępach rozlegał się trzask gałęzi, ujadanie psów niosło się echami wśród drzew. Często przelatywał wówczas przed zasłuchanym w te gwary Got-
Strona:Grający las i inne nowele.djvu/13
Ta strona została uwierzytelniona.