szaleńca niech wraca... on mnie nie słyszy... mój Boże!... boję się... carabinieri... ratunku“!!
Ukrył twarz w dłoniach i począł płakać nerwowo:
— „Ja nie chcę umierać... nie chcę... na pomoc... do brzegu, prędzej, do brzegu“. — W pewnej chwili pani Rena otworzyła oczy i popatrzyła z politowaniem na płaczącego mężczyznę. Potem, jakby przypominając sobie coś, odwróciła się do gondoliera i rzekła krótko i stanowczo:
— „Wracać“!
Na dźwięk jej głosu staruszek ocknął się... Uśmiechnął się do niej przyjaźnie, pochwycił wiosło w pewne dłonie, ustawił żagiel i po kilku poruszeniach gondola pomknęła w stronę portu.
— „Piano! piano! Madonna! proszę się nie obawiać... wracamy już“. — A potem pokazując na skulonego w rogu gondoli Henryka rzekł pogardliwie:
— „Tchórz“! — i splunął z odrazą.
Przybili do brzegu. Henryk pożegnał się ze swoją towarzyszką i na chwiejnych nogach, z trudem dowlókł się do swego pokoju. Rzucił się w ubraniu na łóżko i począł myśleć nad tem wszystkiem, co zaszło...
Strona:Grający las i inne nowele.djvu/131
Ta strona została uwierzytelniona.