tkliwie we znaki. Proszę sobie wyobrazić, że mam cały legion kuzynek, sióstr ciotecznych, mlecznych i powinowatych, z których każda uprawia poezyę i marzy, aby być choć raz drukowaną. Co kilka dni dostaję stosy wierszy do przeglądnięcia i poprawienia, kuzyneczki moje zasypują mnie różowymi liścikami, w których pytają, czy można używać w sonecie końcówek męzkich, czy nieznam przypadkiem rymu na „karczma“, „trembacz“ i „indyk“, czy dość obrazowym jest taki zwrot:
Rośnie sobie brzózka,
Wiatr huczy po lesie,
Hej, Jasio Marysi
Wciąż na szyję pnie się.
albo:
Słonko złote rano wstało,
Żeby ludziom ciepło dać,
Potem znowu się schowało,
Żeby rano znowu wstać.
albo:
Chłopiec zdradlliwy uśmiecha się mile,
Lecz ty dziewczyno zawsze bądź ostrożna,
Prawda, że są to przyjemne chwile,
Ale, co nie można, to nie można.