się drugi, jeszcze piękniejszy, jeszcze dziwniejszy... zadzwonił długo przeciągle, rozkołysał fale powietrza i nabrzmiały dźwiękiem wzbił się jak ptak w przestwór... samotna chmurka zapłonęła purpurą od szczęścia, kilka liści u samych wierzchołków poruszyło się niespokojnie z niemego zachwytu... dwa nieruchome dotąd dzwonki polne, rosnące u stóp Gotfryda, w niemej ekstazie padły sobie w objęcia. W tej chwili ze złotych strun lutni wykwitła kaskada dźwięków, huczna i dzwonna, rozkołysała ciszę, napełniła swą treścią niebo i ziemię i rozbijała się o nieruchome mury zamku. A rycerz w takt grających strun począł śpiewać:
»Z dalekich stron, przez znój i trud
»Elzo! Elzo!
»Z dalekich stron mnie rumak wiódł —
»Poza mną, żona, więzy święte,
»Dzieci mych rączki wyciągnięte...
»Elzo! Elzo!
»Przez morze łez, przez ból i krew,
»Ja błędny rycerz niosę śpiew
»O Elzie najpiękniejszej z dziew«.
»Wiem, że kamienne serce masz
»Elzo! Elzo!
»Lecz pozwól spojrzeć w swoją twarz